poniedziałek, 4 maja 2020

Recenzja ULCERATE - Stare Into Death and Be Still

Istnieją pewne albumy, z którymi mam tak zażyłą relację, że próba ich recenzowania czy opisywania towarzyszących mi odczuć podczas odsłuchu zwyczajnie mija się z celem. Byłby to bowiem nieustanny zachwyt, będący dla ewentualnego czytelnika niestrawną papką. Ciężko też przelać na papier (ekran) jakieś mocno osobiste przeżycia związane z daną płytą. Musiałbym bowiem wchodzić w takie szczegóły, że w 51 sekundzie tego a tego utworu człowiekowi napływają łzy do oczu, a niekoniecznie ktoś inny musi podzielać takie rozczulanie się. I pewnie domyślasz się, że skoro zaczynam tekst na tę modłę, to musi to dotyczyć i nowego ULCERATE. No i pierwsze spędzone z tą płytą tygodnie na to właśnie wskazują, a póki temat jest jeszcze gorący, szkoda by było czegoś nie napisać. Szansa, że nie wyjdzie mi i wykasuję wszystko w pizdu, jest dość spora. A jeśli mimo wszystko opublikuję coś niezbyt nadającego się do czytania, to serdecznie przepraszam. Co poradzę, że "Stare Into Death and Be Still" jest dziełem niesamowitym i mocno ze mną rezonuje. 


Co warto na wstępie zaznaczyć, to to, że po wydaniu poprzedniego albumu ("Shrines of Paralysis" z 2016 r.) w zasadzie postawiłem już na tym zespole kreskę. Formuła stała się niebezpiecznie przestarzała i zacząłem wręcz rozumieć i podzielać zdanie uważających, że Ulcerate nagrywa wciąż tę samą płytę. Do tego jeszcze to zbite i skomasowane do granic słuchalności brzmienie, brr. Nie ruszyła mnie ta płyta po premierze i - ostatnio sobie do niej wróciłem - nadal mnie w zasadzie nie rusza, co jest w przypadku tego zespołu rzadkością. Tak ze dwa utwory zapadły mi w głowę, reszta w zasadzie ni ziębi ni grzeje. Co jest jednak w tym wszystkim najśmieszniejsze? Otóż w okolicach premiery "Stare Into Death and Be Still" napotkałem się na kilka opinii, jakoby Ulcerate "znowu odgrzewało kotleta i nagrało kolejny identyczny album bez riffów".

Jako randomowy ludek z Internetu, apeluję do tych randomowych ludków z Internetu: wyjmijcie uszy z dupy.

Stała się bowiem rzecz niesłychana: zespół z prawdopodobnie jednym z najbardziej kreatywnych gitarzystów w świecie metalu (perkusistów również) nagrał chyba najlepszą płytę w swojej dyskografii, i mówi to człowiek wielbiący genialne "The Destroyers of All". Płytę tak świeżą, przepełnioną twórczą energią, a do tego tak przepiękną i malowniczą jak tylko przepiękny i malowniczy może być techniczny death metal (?), choć wysunę niekoniecznie śmiałą tezę, że Ulcerate dawno już przedefiniowało znaczenie tego terminu w kontekście własnej twórczości. Płytę, która korzysta ze środków na pierwszy rzut ucha zupełnie niesprzyjających tworzeniu muzyki grającej na strunach czułej ludzkiej duszy, a jednak tak właśnie się dzieje.

Ostrzegałem, że może być niestrawnie.

Najprościej oddać będzie geniusz tego albumu, wspominając o wyczynach p. Michaela Hoggarda na wiośle i bynajmniej nie będą one związane z technicznymi aspektami tego instrumentu (bo się na nich nie znam). To, co ten człowiek wyprawia z gitarą, nie mieści się w moim małym móżdżku. To już nie jest granie riffów, to jest kreowanie malowniczych pejzaży w przypływie boskiego natchnienia. Tu gdzieś przypadkowo uroni się kropla farby, tam jakby niedbale i od niechcenia machnie się pędzlem, a z tego pozornego nieładu i chaosu wyłoni się Piękno i Harmonia. "Stare Into Death and Be Still" to zaskakująco melodyjna płyta, zdecydowanie najbardziej melodyjna w twórczości Ulcerate, ale są to melodie zaiste szlachetne. Bywają one bezpośrednie i podane słuchaczowi na tacy (przewodni riff "Inversion"), bywają subtelnie zaakcentowane i jakby nieśmiało "przemycane" między wierszami ("There is No Horizon"), wreszcie to wyłaniają się z dźwiękowego chaosu i wzburzonych fal (fenomenalna końcówka "Exhale the Ash"). Do tego całość jest wyraźnie prostsza i - co tu dużo mówić - przystępniejsza, co absolutnie nie jest w tym przypadku wadą. Wręcz przeciwnie - to zluzowanie, "uczłowieczenie" muzyki, coś czego mocno brakowało siłowej poprzedniczce, jest najlepszym, co mogło Ulcerate spotkać.

Bo nadal jest to muzyka szalenie pokręcona i INTENSYWNA, choć takich blastów jest tu zauważalnie mniej niż choćby na takim "Vermis". Jest to muzyka intensywna przede wszystkim emocjonalnie, wspaniała pod względem kreowania i dawkowania napięcia, bezbłędnie rozkładająca poszczególne akcenty. Słuchanie tego albumu jest jak nurkowanie i przebywanie pod wodą bez możliwości zaczerpnięcia oddechu. Niepokój rośnie, byś w końcu mógł wynurzyć się i wdychać cudowne powietrze. Ten album jest jak łyk wody po przebiegniętym maratonie. Weźmy znowu "Exhale the Ash", zdecydowanie jeden z najlepszych utworów na płycie (choć po prawdzie, mógłbym to samo powiedzieć o większości z nich). Moment, w którym Saint-Merat zaczyna grać ten prostolinijny motyw perkusyjny po uprzedniej nawałnicy dysonansów rodem z "Everything is Fire" wyzwala prawdziwe uczucie katharsis i przychodzi po prostu w IDEALNEJ chwili. Takie zresztą fragmenty, w których na bębnach stukane jest, chciałoby się rzec: umpa-umpa, pojawiają się tu częściej i są niesamowicie odświeżające dla twórczości Ulcerate. "Stare Into Death and Be Still" zwyczajnie żyje, oddycha i jest to super sprawa.

Nowością jest tu sporo fragmentów wyjętych rodem z post metalu, a może właściwiej byłoby rzec, że brzmią one inaczej niż na poprzednich materiałach, bo i przecież na nich takie momenty "wyciszenia" i przestrzeni się pojawiały. Tutaj mają one jakby wydźwięk wzięty rodem z gotyckiego rocka i oparte są bardziej na gitarowym "plumkaniu" aniżeli tektonicznemu rzężeniu basu. Mamy tu więc i zwyczajnie więcej treści. Fragmenty te są świetne, szczególnie w najbardziej chyba klimatycznym i smutnym "Visceral Ends". Wyróżnić też muszę pojawiające się tu i ówdzie "solówki", brzmiące zarówno niesamowicie majestatycznie jak i gorzko, jakby zwiastując rychły upadek ludzkości. Te wyjące melodie (końcówka tytułowego utworu!!!) są niczym błagalny jęk i ostateczny zanik wszelkiej nadziei, a zarazem zawierają w sobie nutę nostalgii. Jak widać paleta użytych barw i emocji jest tu bardzo szeroka - to niezmiernie bogaty album, o którym można by pisać i pisać, rozkładać na czynniki pierwsze. 

Wciąż jednak największe wrażenie robią te fragmenty naznaczone perkusyjną nawałnicą, pod którą nieustannie przeobrażają się gitarowe plamy dźwięku, wijące się i miotające we wszystkie strony, by zsumowane stworzyć strumień wspaniałych harmonii. Gitara i bębny uzupełniają się tu skuteczniej niż kiedykolwiek wcześniej, wzajemnie wzmacniając swój wydźwięk. To płyta bez zbędnego elementu, w której każdy trybik ma swoje miejsce i przeznaczenie, nawet w najtrudniejszym do przebrnięcia i rozbudowanym "Drawn Into the Next Void" z finałem nieco na modłę zamykaczy Immolation. A w całej tej kompozycyjnej doskonałości jest jeszcze w stanie poruszyć i zachwycić mnie na dziesiątki sposobów. Zaprawdę bardzo chciałbym podawać konkretne odnośniki, minuty i sekundy poszczególnych kompozycji, żeby lepiej oddać istotę rzeczy, jednak miejsce na to jest raczej nie w recenzji, a w luźniejszej dyskusji na temat albumu.

Dodajmy jeszcze do tego, że "Stare Into Death and Be Still" pod każdym względem wyprodukowany jest znacznie lepiej niż poprzednik, z kapitalnym, wyraźnym, subtelnym, a jednocześnie nie rozmiękczonym brzmieniem gitar, przez co te obłędne melodie mogą zachwycić słuchacza w pełni swego wdzięku.

Naprawdę starałem się i powstrzymywałem się od ckliwych komentarzy, próbując wyskrobać w miarę merytoryczny tekst :D Jak dla mnie - mamy do czynienia z prawdziwym fenomenem i płytą, o której będzie się mówić jeszcze dłuuuugo, nawet jak na niesamowicie szybki zanik uwagi w dzisiejszych czasach. O tym, że na ten rok jest już rozdane, chyba nie muszę wspominać?

6 komentarzy:

  1. Ulcerate słucham od ich początków od demo 2003. Oba demo i debiut bardzo dobre, potem było gorzej, Everything za bardzo piszczący, a Destroyers za spokojny, monotonny, z dużą ilością takiego - jak to ktoś dobrze określił - "plumkania". Vermins powrót do formy, ale dopiero Shrines wprowadził zespół znów na właściwe tory. Shrines jest niczym czołg, z masywnym werblem, który wspaniale brzmi w szybkich partiach. No i od Shrines wokale są znakomite.
    Stare to niestety monotonnia powielana w większości utworów: jest wolno, lekko, łatwo... tak, właśnie tak. Dwa pierwsze utwory najlepsze, bo zawierają najwięcej szybkiego grania. Gdyby tak przeważały szybkie tempa byłoby wspaniale. Wokal znakomity, reszta niekoniecznie.
    Gorguts w wolnym graniu potrafił stworzyć interesujące, wciągające dźwięki, Ulcerate tego nie potrafi.
    okres demo 9/10
    debiut 9,5/10
    Everything 8,5/10
    Destroyers 7,5/10
    Vermins 9/10
    Shrines 10/10
    Stare 7/10

    OdpowiedzUsuń
  2. Powiem tak - szanuję Twoją opinię, zwłaszcza jako kogoś, kto słuchał ich od samego początku (ja za młody jestem), ale zupełnie nie podzielam ;) Ja uważam, że Ulcerate tak naprawdę zaczyna się od EiF, na debiucie za duże naleciałości deathcore/mathcore są jak dla mnie i wokale niestety sporo psują. Nie bardzo rozumiem, co masz na myśli, mówiąc "piszczący". Za to "Destroyers..." to dla mnie opus magnum tego zespołu (no, na czele z nówką), niesamowicie klimatyczna, chłodna płyta, jak po jakimś nuklearnym pustkowiu. Spotkałem się kiedyś z bardzo trafną opinią, że "Vermis" to atomowa zagłada, zaś "Destroyers..." to zgliszcza które zostają po :) Skoro mowa o płycie z 2013 to umieszczam ją zaraz po dwóch wspomnianych, dobrze im tu zrobił ten syf i momentami wręcz industrialny brud w brzmieniu, płyta jest nieprzyjazna i nieprzystępna ale bardzo wynagradzająca trudy związane z przebrnięciem przez nią. Za to "Shrines..." jak już wspomniałem mnie zawiodło, dla mnie brakuje tam czegoś wyróżniającego się i w zasadzie to tylko "There Are No Saviours" oraz "End the Hope" są dla mnie na poziomie do jakiego zdążył nas przyzwyczaić ten zespół.

    "Stare..." faktycznie jest znacznie bardziej różnorodna pod względem temp, ale w życiu nie nazwał bym jej monotonną. Ten epitet pasuje mi właśnie do "Shrines...", która jest dość jednostajna stylistycznie, na najnowszej są i wręcz czyste wycieczki w post metal ("Visceral Ends"), i utwory nawiązujące do EiF ("Exhale the Ash"), i rzeczy z mocno pokręconą strukturą jak na dwóch poprzednich ("Drawn Into the Next Void"), generalnie nie nudzę się ani przez moment.

    Także jeśli miałbym to podsumować to:

    Stare = Destroyers > Vermis > Everything >>> Shrines > debiut

    OdpowiedzUsuń
  3. Z mojej strony chyba na razie za wcześnie na ostateczny werdykt co do "Stare...", ale muszę przyznać, że bardzo podoba mi się ten album. Na pewno lepiej wchodzi niż poprzedni. Pytanie tylko jak zniesie próbę czasu i co jeszcze ciekawego wyjdzie w 2020 roku z techniczego deathu. Poprzeczka zawieszona jest dosyć wysoko :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Debiut Of Fracture odbieram jako mix własnych pomysłów plus Cryptopsy z czasów z M.DiSalvo, a oba demo bardziej jako Deeds Of Flesh plus Cryptopsy. Mathcore'a też można się dopatrzeć, ale początki to techniczny death, może nawet techniczny brutal death:)
    Everything jako "piszczący" głównie przez brzmienie, trudno znaleźć mi słowa, aby precyzyjnie opisać co mam na myśli. Same kompozycje jednak klasa sama w sobie.

    OK. Stare to dobra płyta ogólnie jak na metal, bo Ulcerate to ścisła czołówka. Natomiast jeśli chodzi o ich wszystkie płyty to oceniam ją jak w moim wpisie (póki co na chwilę obecną). Rozumiem, że może się podobać i chciałbym aby mi się podobała. No, ale moje zdanie jest mało ważne w tym miejscu:)

    OdpowiedzUsuń
  5. Ważne jest, nawet bardzo ;) Potrzeba jak najwięcej różnorodnych opinii, w końcu z tego rodzą się ciekawe dyskusje.

    No właśnie - debiut to jednak trochę inne granie jeszcze, nie do końca moja bajka. Z brutal death metalem jestem mocno na bakier, dzisiejszy tech death (czyt. nie Atheist, Nocturnus czy inne klasyki) to również coś z czym niezbyt mi po drodze. A od "Everything is Fire" zaczyna się prawdziwa jazda i zerwanie z konwenansami.

    Co do tego, czy album zniesie próbę czasu - nie wyobrażam sobie, żeby było inaczej. To jest rzecz o skali na miarę ostatniego Blood Incantation, dla mnie nawet większej. Z technicznego deathu to za bardzo nie wiem szczerze mówiąc, nie bardzo mnie pasjonuje "standardowe" podejście do tego typu grania, Ulcerate to jednak nisza w niszy i zespół totalnie unikalny.

    No, ale pogadamy za 5 lat ;)

    OdpowiedzUsuń
  6. Bardzo fajnie napisane i zachęciłeś do kupna. Zobaczymy jak mi podejdzie.
    P. S. "Tak że" zamiast "także" ("Tak że jeśli miałbym podsumować"). Nie wypada żeby człowiek tak dobrze piszący popełniał ten szkolny błąd 😁

    OdpowiedzUsuń