Kim ty w ogóle kurwa jesteś, pajacu?

No właśnie: kim ty w ogóle kurwa jesteś, pajacu? Takie pytanie mogłoby się pojawić przy okazji konfrontacji z moją pisaniną. Odpowiedź brzmi: nikim szczególnym. Jestem młodym chłopczykiem z Mazur, uwielbiającym gitarową muzykę, zwłaszcza w tej ekstremalnej postaci. Mam potrzebę nie tylko słuchać, ale także wyrażać opinie, dzielić się poglądami, formułować muzyczne tezy i tak dalej. Tak się złożyło, że w "realu" nie mam zbyt licznych okazji, by porozmawiać o metalu - wierzcie mi, że to już dawno nie jest muzyka młodych... Alan Averill z PRIMORDIAL powiedział, że rock and roll jest anachronizmem, który w dzisiejszym zdigitalizowanym świecie ma coraz bardziej pod górkę i ciężko się z tym nie zgodzić. I w zasadzie z tego powodu powstał ten blog - mam potrzebę się uzewnętrznić i podzielić paroma spostrzeżeniami, a skoro nikogo w moim otoczeniu to nie interesuje, to chociaż spróbuję internetowej "kariery". Poza tym standard - lubię słuchać, lubię też pisać, więc czemu by nie połączyć obu tych czynności. Taka smutna i niezbyt interesująca historia.

Dlaczego miałbyś, drogi Czytelniku, zainteresować się moimi amatorskimi tekstami? Najlepszym powodem jest to, że wkładam w nie naprawdę sporo serca i staram się, by zawsze były jak najlepsze i w ciekawy, merytoryczny sposób opisujący płytę czy kapelę braną na warsztat. Nie publikuję szczególnie często, niejednokrotnie piszę o rzeczach mających premierę parę miesięcy temu (a to w dzisiejszym świecie bardzo dużo), generalnie jestem niezbyt "na czasie". Piszę o tym, co jest obiektem mojego zainteresowania w danym momencie. Mogą to być zarówno nowości - i mimo wszystko chciałbym, aby to one były głównym daniem bloga - jak i powszechnie uznane klasyki, ale i jakieś zapomniane perły. Jak dotąd najczęściej po prostu recenzuję poszczególne albumy, lecz napisałem także kilka pokaźnych, wyczerpujących tekstów o dyskografiach wybranych zespołów.

Jeśli chcesz być na bieżąco i do tego złożyło się, że posiadasz tego nieszczęsnego fejsbuka, to serdecznie zachęcam do polubienia strony: https://www.facebook.com/deathhammer66. Umieszczam tam odnośniki do każdego tekstu, jaki pojawia się na blogu. Wrzucam też spontaniczne polecanki i spostrzeżenia, nie zawsze nadające się na pełnoprawny tekst.

Uważam, że w muzyce najważniejsze są emocje i dlatego moje teksty mogą być nimi przesiąknięte - jeśli dany materiał wywołuje u mnie silne odczucia, nie widzę powodu, by sztucznie czynić tekst chłodnym i "profesjonalnym". Chciałbym, byś ty, Czytelniku, po zaznajomieniu się z danym tekstem, mógł sobie zobrazować, jak mniej więcej brzmi omawiana płyta, czego możesz się po niej spodziewać i jakie są jej cechy sprawiające, że jest tak dobra - albo niekoniecznie. Z reguły nie recenzuję słabych materiałów - chyba że miałem co do nich jakieś oczekiwania. Moje opisy są miksem czysto muzycznych (czasem technicznych) spostrzeżeń oraz metafor czy zobrazowań, przy pomocy których staram się zarysować panujący na płycie klimat. Staram się zawsze "wyczerpać" temat i nie iść po łebkach, szczególnie jeśli album mocno mnie w jakiś sposób zaintrygował. Tak więc podsumowując moje podejście: mniej tekstów, ale dobrej jakości. Sam oceń, czy jest to zgodne z rzeczywistością.

Jakiej muzyki możecie się spodziewać i czemu jebać współczesny metal, a recenzuję płyty z 2020? Jeśli chodzi o pierwsze pytanie, to będzie hermetycznie i przewidywalnie: przeważnie death, black i doom metal, czyli wszelkiej maści metal ekstremalny. Okazjonalnie pojawić się mogą jakieś odchyły w stronę heavy czy thrashu: choć tradycyjnego metalu słucham mniej, to nadal nawet dziś potrafią ukazać się jakieś perełki. Wszystko, co siedzi po mrocznej, uduchowionej czy po prostu będącą bawiącą się kliszami rozrywką na poziomie (np. klasyczny death metal) stronie muzyki może pojawić się na tym blogu. Nie trzymam się wszakże jakichkolwiek zasad - to, co recenzuję, jest po prostu tym, czego słucham. Jeśli pojawią się jakieś rzeczy "niekanoniczne" czy wręcz nieprzystające, by pojawić się na metalowym blogu to przykro mi: najwyraźniej uznałem, że warto o nich napisać.

Co do drugiego pytania i mojego małego "manifestu": modern metal jest zjawiskiem nie przynależącym konkretnie do jakiejś daty granicznej, choć narodził się raczej w obecnym tysiącleciu lub u schyłku poprzedniego. W skrócie istota rzeczy polega na tym, że metal nie powinien być produktem na sprzedaż. Fajnie, gdy sprzedasz dużo płyt (jeszcze fajniej, gdy robisz to, grając muzykę teoretycznie nie tworzącą większych okazji do dużej sprzedaży), ale nie powinno być to twoją pierwszorzędną pobudką. Uważam, że metal gra się, by wyrazić siebie i/lub stworzyć ścieżkę dźwiękową do konkretnej konwencji, historii, wywołać u odbiorcy konkretnie skojarzenia, nieraz bardzo sugestywne i obrazowe. Najlepszym - czyt. pasjonatom - się to udaje. Jeśli muzyka jest natchniona i pochodzi z wnętrza duszy, to akurat w metalu dość łatwo to dostrzec. Jeśli jest wyrachowanym, zalgorytmizowanym produktem, wykreowanym według panujących obecnie trendów realizacyjnych ("plastik", brak dynamiki w brzmieniu, loudness war), bezpiecznym, a co najgorsze i co zwykle idzie z tym wszystkim w parze - wypranym z emocji niczym puszczane dziś w radiu utwory, to nasze drogi rozmijają się.

Generalnie preferuję brud, mrok i zgniliznę (nie są to wszak cechy konieczne, bym uznał album za wart słuchania), jednak nie stronię też od bardziej melancholijnych, "klimaciarskich" brzmień, jeśli tylko nie odchodzą zbyt daleko od rdzenia tego grania i zachowują choć trochę surowości. Bardzo cenię sobie metal za różnorodność - znajdziemy tu rzeczy na każdy nastrój, porę roku, pogodę za oknem i miejsce na świecie. Cieszy mnie, że mogę włączyć Black Sabbath, Running Wild, Kreator, Morbid Angel, Burzum, Neurosis, Aura Noir, Type O Negative, Esoteric, Primordial, Satyricon, Deathspell Omega, Portal, Teitanblood czy Entombed i w zależności od warunków będzie to muzyka tak samo dobra. Jeżeli miałbym wskazać, który z podgatunków jest mi najbliższy, wskazałbym black metal. Jest to najbardziej uduchowiona i nastawiona "do wewnątrz" odnoga tej muzyki, przeważnie o dużej głębi i marzycielskim, poszukującym charakterze. A że jestem typem impulsywnego romantyka, to i najbliżej memu sercu jest właśnie black metal. Jest to zresztą szufladka tak obszerna i w której dzieje się tyle ciekawych rzeczy, że ciężko o inną odpowiedź. Od Paysage d'Hiver po Deathspell Omega - mimo iż projekty te dzieli tak wiele, to jednocześnie spojone są wymienionymi wcześniej cechami, sprawiającymi że jest to prawdziwie wartościowa muzyka. Oczywiście nadal pozostająca rozrywką, ale rozrywka nie zawsze musi być płytka i bezrefleksyjna, prawda?

Kończę, bo jak zwykle wyszła mi ściana tekstu (nic nowego na tym blogu). Polecam także tekst uzupełniający, mogący dać pewien pogląd na moje muzyczne gusta i to, czym zostałem ukształtowany: Dziewięć najważniejszych albumów w mojej metalowej wędrówce. Nie łudzę się, że zainteresuje to wielu, lecz jest to w jakiś sposób satysfakcjonujące choćby dla samej możliwości podzielenia się pewnymi historiami. A tymczasem życzę miłej lektury publikowanych przeze mnie tekstów i być może zapoznania się z dawką dobrej muzyki. Cześć!

5 komentarzy:

  1. Gościu pisze, że "Ma być hałas, surowizna i zgnilizna", a potem wychwala nowe (od soft rockowego Volcano w górę) pop rockowe płyty Satyricon czy koniunkturalne, post rockowe kaki Blut Aus Nord. Sroga "konsekwencja" psze pana.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Odpowiedziałbym jakoś sensowniej, ale szkoda mi w ogóle czasu na kogoś zestawiającego "Volcano" i "soft rock". Pozdrawiam i bez odbioru :)

      Usuń
  2. No, lepiej zakłamywać rzeczywistość, wmawiać sobie, że czarne jest białe i soft roczek na "Volcano" dla kręcących babuna pod skocznią narciarską mamuś z małymi dziećmi to black metal. Jak to Satyr wypierdział na soft rockowej płytce "Hir łi goł!"

    OdpowiedzUsuń
  3. Fajnie. Kilka myśli na kacu:
    to nie jest tak że Metal czy Rock n Roll są anachronizmami. Anachronizmem są subkultury. Dzisiejszy przeciętny zjadacz chleba słucha różnych rzeczy, od Metalu, jakiegoś hipsterskiego Hip-Hopu, RnB czy jakąś techniawę. Black Metal i generalnie Metal jest bardziej traktowany jako gatunek, niż styl życia. Przez to pojawiają się jakieś dziwaczne domowe projekty młokosów którzy nagrywają sobie w pokoju Atmosferyczno-Progresywno-Shoegaze'owy BM, bo akurat mają takie widzimisię, mimo iż kompletnie nie rozumieją tego gatunku. No i nie muszę też mówić o politycznej poprawności. Przez to też Mayhem czy Burzum stali się internetowym memem niekoniecznie traktowanym poważnie, ale znanym przez dużą ilość małolatów.

    Z Metalem nie jest źle i ze wszystkich współczesnych gatunków najbardziej się obronił. W takim mediamarkcie to Metal ma cały rząd dla siebie, gdzie inne gatunki albo są nieobecnie albo mają może tylko regał. Ciągle można dostać re-edycje, wznowienia i różne archiwalne / rzadkie okazy. Przyczyną tego jest to, że mamy nieco lepszą kulturę od innych subkultur. Mianowicie, prawdziwy Metal jest też kolekcjonerem - jeśli coś lubi, to to kupuje, czasami w różnych edycjach i na winylu. Ponadto, my też rozumiemy, że jak się nie będzie wspierać artysty, to wszystko padnie. I najważniejsze - szacunek dla klasyki.

    Taki np. hip-hop to ma duuużo trudniej, bo nie tylko szybciej się dezaktualizuje, ale również "fani" szybko się odwracają, lub przeskakują na inny, bardziej trendy styl. Jest kompletny brak szacunku dla Starej Szkoły i ignorancja.

    Przykładowo, nie wyobrażam sobie, żeby jakiś Metal nie znał i nie szanował Mercyful Fate, Slayer, Bathory, Venom czy Celtic Frost. Można nie posiadać, ale znać trzeba. W hip-hopie to ciężko będzie znaleźć kolesia, który by wiedział co to Mobb Deep, Public Enemy, czy Gang Starr, NWA. Co najwyżej może znać Eminema, ale to jest kiepski raper.

    Z techniawą jeszcze gorzej, bo to jest albo kompletne podziemie, albo kompletna komercha. Podziemie jest tak podziemne, że wiele rzeczy które mam zgranych z pirackich audycji na kasecie nigdy nie wyszły ani oficjalnie a i nie zdziwiłbym się jakby kompletnie przepadły i byłbym jedynym posiadaczem na świecie danego miksu. O komersze nie ma co mówić, plastikowy syf robiony na zamówienie.

    W przypadku Metalu to jesteś przynajmniej w stanie znaleźć na youtube losową peruwiańską ekipe, która w latach 80 grała Death/Thrash i nagrała tylko rehearsala. Życzę natomiast powodzenia ze znalezieniem konkretnego remiksu danego DJ'a, który być może i znalazł się może na składankach w latach '90 i był nawet dużym hitem przez 5 minut, ale nikt tego nie przegrał i nie wrzucił na yt. Zresztą nic tak dobrze nie obrazuje anachronizmu jak grupy typu Orbital, Aphex Twin, czy Massive Attack. Jest dużo większa szansa, że Metal doceni te ekipy, niż współczesny słuchacz. Z kolei taki Danzig, King Diamond, Rob Halford to jest nieśmiertelny i się nigdy nie zestarzeje.

    Tak więc, nie jest źle. Zważywszy na to, że Metal ostatnim raz królował w radiu w latach '80, a mimo to wciąż żyje i się rozwija, to nawet jeśli się scena nieco skurczy (na co się na razie nie zanosi, bo co roku to raczej przybywa zespołów, a nie ubywa), to i tak gatunek ten przetrwa spokojnie kilka dekad. Bardziej bym się martwił tym, że powoli wraca moda na Nu Metal...

    OdpowiedzUsuń
  4. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń