Z malowniczego, złotego stepu przetacza się barbarzyńska horda, grabiąca, paląca i gwałcąca wszystko na swojej drodze. Z oddali słychać szczęk stali, a rzeki mienią się szkarłatem. To nie przetaczający się przez rubieże Imperium Hunowie, to nowy materiał OF FEATHER AND BONE.
Dawno nie słyszałem tak dzikiego i furiackiego albumu, epatującego aurą nieuniknionego Sądu Ostatecznego. Sześć utworów, 30 minut muzyki - to w zupełności wystarcza, by pozostawić po sobie jedynie zgliszcza i kojące dźwięki dopalającego się ognia. Już pierwszy w kolejce "Regurginated Communion" zapowiada, z czym będziemy mieli do czynienia, z jak chamską, treściwą i bezpośrednią muzyką. Zero wypełniaczy, czyste arcydzieło sztuki wojennej, nie grzeszącej finezją, za to niezwykle precyzyjnej w kaleczeniu - wystarczy zwrócić uwagę na te bębny, wybijającej bitewny rytm z niezmordowaną konsekwencją. Lekko "prymitywna" forma blastów miesza się z bezlitosnymi przejściami, sprawiającymi że muzyka ta zdaje się być jeszcze szybsza, niż jest w rzeczywistości.
Obrzydliwe i brzydkie wokale stanowią jakby emanację wyłaniającego się z płomieni demona zniszczenia, zwiastuna zagłady siejącego terror i postrach. Rzyg i zapalczywy charkot miesza się z tektonicznym pomrukiem, kreślącym wyrwy i szczeliny, pod którymi zapadają się domostwa. Nieliczne zwolnienia, w takim "Noctemania" przywołujące na myśl choróbsko i niepokój death/doomowych fragmentów pełniaka Black Curse, tylko podkreślają apoteozę czystego zniszczenia następującą tuż po nich. Tak samo sporadycznie pojawiające się solówki, bardziej jazgot trąb zagłady niż cokolwiek mające znamiona melodii - dają smakowity posmak war metalu. Dziki wojownik przypuszcza szturm, dokonuje dzieła destrukcji i znika, nie pusząc się z tym i nie obnosząc. Maestria.
"Sulfuric Disitengration" cechuje się bezwzględnością, która kojarzy mi się np. z debiutem Incantation, choć stylistycznie nie jest to zupełnie ten sam typ death metalu. Jest tu pewna doza transowości w sposobie, w jakim ciągnięte są poszczególne motywy, przeplatając się i powracając do siebie. Utwory te ani nie są rozwarstwione zbyt dużą dozą spiętrzających się patentów, ani też nie są na tyle minimalistyczne, by ograniczać się do czystej żądzy niszczenia, mogącej znudzić się już po chwili obcowania z tym materiałem. Nie - to bardzo dobrze wyważona płyta, potrafiąca zaskoczyć bardziej rytmicznym, marszowym podejściem do siania zagłady, a potem jeszcze przypieczętować efekt "wow" sposobem, w jaki te bardziej konwencjonalne fragmenty przejdą w srogi napierdol.
"Consecrated and Consumed" rozpoczyna się chwytliwym i łatwo wpadającym w głowę motywem, by szybko skoczyć w malstrom, istny huragan riffów, będących niczym taniec mieniącego się szlachetną stalą oręża. Złowieszcze, grane przeważnie w tremolo riffy przeplatają się z pociągnięciami ze struny będącymi jak krojenie mięcha i bebechów perfekcyjnie naostrzoną piłą. Finałowy "Baptized in Boiling Phlegm" miażdży najwymowniejszym na płycie walcem, wyraźnie sygnalizującym, że armia zmierza ku przypuszczeniu ostatecznego ciosu - tak też czyni, a szturm ten pozostawia jedynie wymowną ciszę, po której można przejść jedynie do wymazania z mapy kolejnej grupy etnicznej (czyt. nacisnąć "odtwarzaj ponownie").
W tej kategorii jest to album doskonały, przeciwko któremu ciężko wystosować jakikolwiek zarzut. Nawet o monotonię, bo panowie poczynili dobry krok, rezygnując z siódmego utworu - potencjalnie mogącego nieco zaburzyć szyk legionów.